czyli jak w prosty sposób zmienić główny cel wyprawy. Należy wstać rano, niezupełnie z samego rana, bo wyspać się człowiek czasem też musi, a przynajmniej powinien. Otworzyć oczy, zobaczyć co wiatr wyprawia, zastanowić się i uznać, że może po drodze będzie ok. Zapakować rodzinę w auto i wyruszyć. Po ok. 30 km zatrzymać się korku i tkwić w nim 3 godziny. Następnie zjeżdża się na objazd i tam tkwi się kolejną godzinę w nastepnym korku. Patrząc na zegarek zmieniliśmy cel z Austrii na Schwangau (do Austrii spróbujemy za tydzień). Dalej to już się jedzie, gdzie koła prowadzą. Tfu... nawigacja, to nawigacja prowadzi :P a prowadzi cudnie, nagle oczom ukazał się znak witający w Austrii. Koniec końców dotarliśmy do Schwangau, gdzie właściwie miała być tylko przerwa. Do zamków wtępu już nie było, więc tylko przeszliśmy się trochę i do domu. Mimo wszystko wycieczka fajna była :) Czas spędzony wspólnie nawet w aucie jest cenny :)
Kilka zdjęć zrobiłam, więc po dwóch latach nieobecności wracam na bloggera. Przez ostatnie dwa lata jakieś tam wyprawy były, zdjęcia też, ale bloga zaniedbałam. Postanowień noworocznych jako takich nie mam, ale plany są takie, żeby znów częściej tyłek z domu ruszać (w miarę możliwości finansowo-czasowych) i jednak uwieczniać w sieci chwile uchwycone aparatem. Nawet, jeśli zdjęcia nie są profesjonalne, czasem słabe, czasem lepsze.